poniedziałek, 18 grudnia 2017

"Ludzka twarz" lidera


O słabościach przywódców tradycyjnych w ogóle nie mówiło się i nie mówi. Oni nie funkcjonowali w świadomości społecznej jako ludzie z wadami. W materiałach etnograficznych, po które sięgałam pracując nad grantem, przywódców, królów przedstawiało się wyłącznie w kontekstach władzy, autorytetu i dystansu wobec podwładnych. Całkiem tak jakby przywódca tradycyjny żył w dwóch światach: jako przywódca i jako osoba prywatna (bo jakieś życie prywatne wiedzie). Funkcja lidera odzierała go z niedoskonałości, choć doskonały nie był. Nikt nie kontemplował jego działań nie związanych ze sprawowaniem władzy mówiąc o przywództwie i nikt nie oceniał jego postępowania w kontekstach słabości. Lider miał być silny, bo miał zapewnić jedność grupie, stabilizację, bezpieczeństwo i zachowanie tradycji. Zresztą w kulturach tradycyjnych - zwanych kiedyś prymitywnymi - lokalny lider był często utożsamiany z bóstwem i pełnił funkcję religijną. Był wyznacznikiem jakości życia społecznego i sędzią moralnym. Nie byli… „ludzcy”, podobni do swoich zwolenników? Nie. Byli lepsi, bo byli elitarni.


"Ludzka twarz"


Przywódcy z „ludzką twarzą”, czyli ci, którzy posiadają słabości i je celebrują, nie osiągają sukcesów tak spektakularnych jak ci, którzy „ludzkiej twarzy” nie mają. Zresztą coś takiego jak słabość w biznesie nie jest dozwolona, bo może być wykorzystana przez konkurencję. Dlaczego zatem różnej maści doradcy i konsultanci doradzają menadżerom, aby chwalić się słabościami? Ano po to, aby ocieplić wizerunek i zyskać w oczach podwładnych. Nie mówią jednak o jakie słabości chodzi. O spóźnialstwo? Łakomstwo? Upodobanie do kobiet? Upodobanie do mężczyzn? Podkradanie asortymentu w sklepie i materiałów biurowych? Odkładanie różnych spraw na jutro? Chodzi o słabości zawodowe czy bardziej o charakterze prywatnym? I czy chodzi o ewidentne wady czy może raczej o pasje takie jak np. upodobanie do muzyki klasycznej, teatru, dobrego kina , spacerów z psem, albo kolekcjonerstwa?





Zbyt często „ludzka twarz” rozumiana jest jako uleganie owej negatywnej słabości a nie zmaganie się z nią – i tak to jest przedstawiane w różnych tekstach poradnikowych. „Jesteś człowiekiem a nie maszyną”. „Masz prawo popełniać błędy”. „Człowiek jest ułomny”. To prawda, ale co z tego? Czy te usprawiedliwienia wyczytane w poradnikach czy usłyszane od trenerów zagwarantują ci wzrost kompetencji i kwalifikacji? Bez podjęcia wysiłku zmiany? Jeżeli to coś, co przeszkadza w efektywnym wykonywaniu codziennych obowiązków – nie ma opcji, żeby móc ową słabość celebrować. To po prostu zły przykład dla podwładnych a nie ocieplenie wizerunku, choć bardzo atrakcyjny, bo powielenie go nie będzie wymagało wysiłku ze strony podwładnych. Ponadto w ten sposób owa słabość po prostu jest utrwalana, bo liderowi wydaje się, że znajduje akceptację w oczach podwładnych. Tymczasem oni wykorzystują sytuację słabości lidera.

Rozumiem jednak stanowisko doradców – jeżeli powiedzą kierownikowi, że ma zwalczyć w sobie słabość to pójdzie tam, gdzie mu powiedzą, że dzięki tej słabości jest bardziej „ludzki”. I stracą klienta na rzecz kogoś innego. Muszą zatem – dla zarobku – obniżać poprzeczkę. Bo to jest obniżanie wymagań wobec osób, które mają wpływać na życie innych ludzi. Dlatego też podobno każdy może być przywódcą, ze słabościami nie trzeba walczyć. Przywództwo demokratyzuje się, sprowadzane jest do poziomu nadzorowania pracy i ma naprawdę niewiele wspólnego z przywództwem i jego ideą. Ktoś zostaje nazwany przywódcą i sądzi, ze nim jest. A nie jest.


 Rodzaj socjotechniki? 


Czy znacie przywódców z „ludzkimi twarzami”, którzy osiągnęli prawdziwy sukces? Wierzycie autorom różnych porad, że tym ludziom w odniesieniu sukcesu pomogły ich słabości? Ufacie w to, że podwładni pójdą za kierownikiem, który jest równie ułomny zawodowo jak oni? Zaufacie komuś, kto wymaga od was więcej niż od siebie samego? To zalety i mocne strony uwiarygodniają pozycję lidera i sukcesy w biznesie a nie wady. Słabości trzeba w sobie zwalczać, bo w skrajnych sytuacjach można nimi przecież usprawiedliwić każdą niegodziwość.







A mimo to dość powszechnie i w życiu prywatnym, i zawodowym posługujemy się słabością jako narzędziem socjotechniki. I bardzo często jest to narzędzie skuteczne! Słabością łatwo usprawiedliwić zły uczynek, brak chęci, lenistwo, itd. Rozpowszechniając wiedzę o słabości można nawet przerzucić jakieś obowiązki na rodzinę, kolegów, współpracowników. Ale w przypadku lidera, "publiczną" słabość należy jednak dobrze przemyśleć. Nie może ona bowiem podważać kompetencji kierowniczych ani sugerować zbyt małej wiedzy czy też braku zaangażowania się w obowiązki zawodowe. Wtedy spełni swoje zadanie. Tylko wtedy nie będzie to prawdziwa słabość, ale psychomanipulacja.


Autodeprecjacja 


Promowanie słabości, czyli autodeprecjacja, jest jak zasugerowałam wyżej jedną z technik manipulacji i stosowana bywa, kiedy jedna ze stron interakcji jest dominująca a przy tym ma potrzebę opiekowania się innymi. Postawa ta ma na celu wywołanie poczucia litości i obowiązku zaopiekowania się słabszym. Jest to manipulacja związana z autoprezentacją. Ale obok niej funkcjonuje także inny typ psychomaniulacji zwany autoprezentacją pozytywną. W technice autoprezentacji pozytywnej jednakże ingracjatorzy próbują pokazać się w jak najlepszym świetle. Kiedy mówimy o sobie ujawniając rozległe kontakty z wieloma, ważnymi osobami, podkreślamy ogromną wiedzę itp. stosujemy właśnie ten rodzaj autoprezentacji pozytywnej. To psychomanipulacja, choć wolelibyśmy myśleć i mówić o niej jako o marketingu personalnym lub autopromocji.








Autodeprecjacja przyczynia się niestety nie tylko do tego, że ktoś silniejszy nagle poczuje potrzebę zaopiekowania się słabeuszem, ale i to, że słabeusz wykorzysta silniejszego, i to, że być może rzeczywiście zacznie siebie postrzegać jako słabeusza, a co gorsze może zacząć dostrzegać w tym pewną korzyść. Sam w sobie zacznie utrwalać wadę, której później ciężko będzie pozbyć się.

Prezentowanie swojej bezradności może też irytować otoczenie. Szczególnie w sytuacjach, kiedy zależy nam na czasie, na szybkiej realizacji jakiegoś zadania, taki słabeusz po prostu przeszkadza. Trzeba o tym pamiętać, jeżeli tę technikę stosuje się świadomie i z premedytacją. Lider musi mieć na uwadze, ze oczekując akceptacji dla swojej słabości (przedstawiając ją jako cos zabawnego, pozytywnego), daje przyzwolenie swoim podwładnym, aby ci oczekiwali akceptacji ich wad. Czy taki jest jego cel?



"Zarządzanie wadami" 


W różnego rodzaju pracach odnoszących się do przywództwa organizacyjnego podkreśla się znaczenie umiejętności inspirowania innych. Można to osiągnąć – jak czytamy - poprzez korzystanie z czterech "właściwości", których brak jest zazwyczaj przyczyną nieskuteczności przywódcy: przemyślane okazywanie niektórych słabości, zdolność zbierania i interpretowania miękkich danych, okazywanie empatii, umiejętne wykorzystanie posiadanych cech wyróżniających przywódcę wśród innych. Choć owe "właściwości" nie gwarantują osiągania sukcesów, to jednak należy zaznaczyć, że osoba wykorzystująca je inspiruje i wkrada się w umysły i serca innych. Nie wszystkich oczywiście. Te „właściwości” sugerują też ukierunkowanie uwagi lidera na człowieka, ale proszę wybaczyć – lider ma do zrealizowania PLAN i to PLAN jest w centrum jego uwagi. A zatem owe wymieniane w podręcznikach „właściwości” to jedynie narzędzia służące realizacji PLANU a zatem w kontekście relacji międzyludzkich są tylko manipulacją.








Najlepsi zawsze korzystają z tego, co w jest w nich wyjątkowe. W ten sposób skutecznie utrzymują dystans wobec innych. Każdy z nas odczuwa przecież tremę i nieśmiałość podczas spotkania z kimś bardzo ważnym lub wyjątkowym. Na jednych tak zadziała ranga stanowiska, na drugich tytuł naukowy, na jeszcze innych zasobność portfela.

W jaki sposób można wykorzystać dystans społeczny w zarządzaniu zespołem? Ci, którzy usiłują stworzyć wrażenie, że są doskonali we wszystkim, co robią, w zasadzie pokazują, że nie potrzebują pomocy zespołu, którym kierują. Okazywanie słabości budzi poczucie bycia potrzebnym liderowi i w ten sposób może prowadzić do przysporzenia popularności. Ale też nie dla wszystkich pracowników będzie to coś motywującego.



***


Kiedyś uważałam, że ujawnianie swoich wad pomaga tworzyć dobrą atmosferę pracy. Wskazuje na człowieczeństwo przywódcy, co prowadzi do wzrostu solidarności między liderem a grupą. Wszak jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Jest jeszcze jedna zaleta "zarządzania wadami". Otóż wybierając tę jedną, mamy okazję odwrócić uwagę innych od poważnych słabości. Tak bowiem czynią gwiazdy świata polityki i biznesu. Ale to nie buduje pozycji lidera w kontekstach moralnych, czyli nie rozwija idei przywództwa w obszarach zarządzania.

Dziś sądzę, że to zwykła technika wywierania wpływu, która z przywództwem nie ma nic wspólnego. Zbliżenie się do zespołu na zasadzie "jesteśmy podobni i wszyscy mamy wady" jest mało wiarygodne w kontekście władzy. Bo jak mówi łacińska sentencja: "Aliena vitia quisque reprehendi mavult", co w wolnym tłumaczeniu znaczy, że każdy woli, żeby to cudze wady potępiano a nie jego. Oczywiście, warto mieć na uwadze, że nikt nie jest doskonały. I nikt doskonały nie będzie. Utrwalajmy jednak zalety a ze słabościami walczmy.







Fot. Ida



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz