piątek, 8 grudnia 2017

Człowiek odhumanizowany


Podnoszenie rentowności przedsiębiorstw produkcyjnych związane jest z optymalizacją procesów produkcji w kontekście działania parku maszynowego i technologii oraz zasobów ludzkich, czyli mówiąc ładniej - kadry pracowniczej.  Pomijając kontekst humanizmu w relacjach międzyludzkich, zatrudnienie pracownika musi pracodawcy po prostu opłacać się a im bardziej się opłaca, tym oczywiście lepiej. I o ile przykładanie wagi do zwiększania zysku na drodze rozwoju technologicznego - przez unowocześnianie linii i usprawnianie czy skracanie samego procesu produkcji - nie budzi sprzeciwu a nawet  jest powodem do dumy, o tyle optymalizacja w odniesieniu do kadr już rodzi pewne wątpliwości.  Przede wszystkim dlatego, że dotyczy człowieka, wpływa na jego życie rodzinne  i zdrowie.

Pomijam tu kwestie systemów motywacyjnych i roli kierownika w motywowaniu „miękkim” pracowników będących pod jego bezpośrednim nadzorem. Chciałabym bowiem zwrócić uwagę na coraz częściej pojawiające się podejście do osób zatrudnianych w różnego rodzaju firmach, szczególnie tych osób o niskich kwalifikacjach, względnie tych, którzy pracują – pomimo posiadanych kompetencji – na stanowiskach poniżej swojego doświadczenia czy kwalifikacji, na najniższych szczeblach produkcyjnych. Postrzega się ich bardzo często po prostu jako części większych mechanizmów, części, które mają spełniać oczekiwania a jeżeli ich nie spełniają – podlegają wymianie. Naprawia się tylko te z jakiś względów cenniejsze.

Człowiek czy maszyna?

Optymalizowanie w przypadku zarządzania ludźmi dotyczy nie tylko podstawowych decyzji  kadrowych, takich jak zatrudnianie specjalistów czy zwalnianie pracowników nie spełniających oczekiwań pracodawcy. Chodzi również o podnoszenie sprawności osób już zatrudnionych i czerpania z tej sprawności satysfakcjonujących zysków.  To na jakim poziomie są one satysfakcjonujące jest kwestią prognoz i strategii przyjętych przez daną firmę. Osiąganie oczekiwanych zysków przy niewystarczającej sprawności pracowników wiąże się zazwyczaj z podjęciem pewnych oszczędności oraz przyjęcia takich rozwiązań, które doprowadzą do jej podniesienia. Pracownicy postrzegają takie starania najczęściej jako „przykręcanie śrubki”, czyli zwiększenie wymagań co do jakości i szybkości pracy, co jednak nie zawsze związane jest z dodatkowym wynagrodzeniem czy uznaniem.  





Rytm pracy

Uprzedmiotowieniu pracownika sprzyja powiązanie sposobu  wynagradzania nie tylko z jakością ale i z czasem pracy. Wydaje się to rozsądne, bo przecież pracownik chory czy urlopowany nie wykonuje żadnej pracy. Chodzi jednak nie tylko o obniżanie pensji do wysokości tzw.  chorobowego, czy udzielania urlopów, bo te kwestie są prawnie regulowane, ale o ograniczenie możliwości marnowania czasu pracy do minimum, o czym mówi się w wewnętrznych regulaminach firmowych. Co to w praktyce oznacza?  Np. restrykcyjnie przestrzega się przerw. Jeżeli na 8-godzinną zmianę przypada jedna 15-minutowa przerwa, w konkretnie oznaczonej porze dnia, wprowadza się dodatkowo limit czasowy na „marnowanie czasu” poza wyznaczonymi przerwami  na ewentualne odejścia od stanowiska pracy z różnych innych przyczyn.  Przekroczenie tego limitu równoznaczne jest z  odebraniem części wynagrodzenia za czas nieprzepracowany pomimo obecności pracownika w zakładzie. Pracownicy rejestrują wszelkie swoje działania przy pomocy kart z chipami. Na podstawie informacji o „wejściach” i wyjściach” zlicza się czas spędzony poza stanowiskiem pracy i płaci się wyłącznie za czas efektywny. Działania te zniechęcają pracownika do opuszczania przypisanego mu miejsca pracy, ale i jednocześnie uprzedmiotawia go jako pewnego rodzaju element procesu produkcji.   Niektóre firmy idą jeszcze dalej wszczepiając swoim pracownikom chipy pod skórę – na razie to tylko eksperyment. W Polsce na szczęście chipuje się tylko psy, zaś przedstawiciele firm konsultingowych rozsądnie ostrzegają przed tego rodzaju eksperymentami na pracownikach.

Tam gdzie musi być człowiek i tam gdzie jest to możliwe, rytmizuje się jego pracę w taki sposób, aby usprawnić proces produkcji – w żadnym razie nie podejmuje się takich działań w trosce o rozwój zawodowy pracownika. Bo o jakim rozwoju można mówić w przypadku podnoszenia wydajności  linii produkcyjnej? Mechaniczne wykonywanie zadań na wzór maszyny nie jest bowiem twórcze. Nadanie pracy człowieka mechanicznego rytmu może jednak pozwolić w dalszej kolejności przyspieszyć jego pracę – a zatem zwiększyć wydajność - bez dodatkowych finansowych zachęt.  Jak? Przyzwyczaiwszy pracownika do pewnego tempa i rytmu pracy,  stopniowo przyspiesza się pracę maszyn, wtedy i człowiek musi przyspieszyć. Dlaczego stopniowo? Dlatego, że przyspieszenie realizacji zadań jest niemal niewyczuwalne a pracownik stopniowo przyzwyczaja się do szybszego tempa pracy – zadziała jak automat.

Biorytmy

Organizm ludzki spełnia swoje funkcje w określonym rytmie. W zależności od funkcji i organu rytmy te mają różną częstotliwość. Serce wykonuje uderzenia co sekundę, skurcze jelita pojawiają się co trzydzieści sekund, czynności komórek nerwowych przebiegają w tysięcznych częściach sekundy. Niektóre funkcje mają rytmy godzinne, dobowe, tygodniowe, miesięczne i roczne. Zaburzenie rytmu odczuwane jest co najmniej jako dyskomfort, z którym możemy sobie poradzić lub nie. Jeżeli z poczuciem dyskomfortu poradzić sobie nie możemy, to najprawdopodobniej stanie się ono źródłem dodatkowego stresu lub choroby. 





Idealnie byłoby, gdyby każdy z nas mógł wybrać zawód, pracę czy po prostu styl życia zgodny z tymi rytmami. Oczywiście każdemu to się nie uda. Warto jednak te biorytmy rozumieć, aby wiedzę o nich wykorzystać do systematycznego obniżania poziomu odczuwanego stresu i zwiększania własnej efektywności i odporności na czynniki środowiskowe. To jest po prostu zdrowe. Na produkcji jednak raczej nikt się nie zastanawia jakie są rytmy dobowe pracowników. Poranny ptaszek niezbyt efektywnie będzie pracować na nocnej zmianie zaś od sowy trudno wymagać efektywności przed południem. Utopią jednakże byłoby sądzić, że elastyczne podejście pracodawcy do czasu pracy jest możliwe. Weźmy pod uwagę chociażby linię, na której pracuje się w systemie zmianowym. To jest po prostu niemożliwe.

Rytm dobowy

Rytm dobowy jest rytmem endogennym i stanowi pewnego rodzaju wewnętrzny zegar regulowany przemianami zachodzącymi w przyrodzie i jest mówiąc bardzo ogólnie następowaniem po sobie dnia i nocy. Przejawem rytmu dobowego są naprzemienne procesy snu oraz czuwania, ale również oddawania i kumulowania ciepła przez organizm. Ciepło kumulujemy pomiędzy 3 a 15 godziną, oddajemy zaś pomiędzy 15 a 3 godz. Są to następujące po sobie fazy. U każdego z nas ten rytm kumulowania i oddawania ciepła jest identyczny, ale nie wszyscy tak samo dobrze jesteśmy wstanie przystosować się do zjawisk, które go zakłócają. Takim zjawiskiem jest m.in. praca zmianowa.
Do zakłóceń najłatwiej przystosowują się tzw. sowy, czyli osoby "typu wieczornego". W przeciągu dwóch tygodni pracy na nocnej zmianie faza kumulowania ciepła pojawia się w porze fazy oddawania ciepła i na odwrót. Spada też ciepłota ciała. Rano po powrocie z pracy "sowa" nie ma problemu z zaśnięciem i odpoczynkiem. Powracając na dzienną zmianę potrzebuje maksymalnie dwa tygodnie na to, aby wegetatywne funkcje organizmu przestawiły się na prace dzienną. Powrót do pracy dziennej nie stanowi dla "sowy" problemu.

"Typ poranny", czyli tak zwany ranny ptaszek ma za to duże trudności z przestawieniem się na pracę w porze nocnej. W ciągu 24 godzin aż dwukrotnie osiąga poziom dzienny i nocny czy dwukrotnie przechodzi obie fazy kumulowania i oddawania ciepła a to dlatego, że ranny ptaszek nie potrafi wypoczywać w dzień. Praca w nocy to dla niego prawdziwa droga przez mękę. Na pocieszenie dla rannego ptaszka można dodać to, iż jeżeli "sowa" nie ma warunków do wypoczynku w dzień będąc już w domu, po pracy, to i ona w którymś momencie poczuje ową "mękę".

Rytm dobowy znacznie wpływa na efektywność pracowników fizycznych. Znaczny wysiłek fizyczny jest zharmonizowany z rytmem dobowym, jeżeli ma miejsce do godziny 15, czyli w fazie kumulowania ciepła, później - w fazie oddawania ciepła - siła mięśni słabnie. Ale działalność wymagająca wytrwałości i wytrzymałości najefektywniejsza jest w fazie oddawania ciepła, czyli wieczorem! Praca umysłowa natomiast wymagająca koncentracji, liczenia, uczenia się pamięciowego najlepsze efekty przynosi w fazie kumulowania ciepła, czyli rano a to oznacza, że popołudniowe i wieczorne zajęcia w szkole czy na studiach niczego nie nauczą, a jeżeli już - to raczej niewiele ;) No chyba, że ktoś jest "typem wieczornym" i szybko dostosuje się do warunków zakłócających naturalny rytm dobowy.

Rytm tygodniowy

Rytm tygodniowy w przeciwieństwie do dobowego jest rytmem reaktywnym, czyli nie działa samoistnie - potrzebuje bodźca aktywującego. Regularne wahania, które występują w obrębie tygodnia są wystarczające aby utrzymać nas wewnętrznie w tygodniowym (siedmiodniowym) rytmie. Kilka dni pracy i wolny weekend, piątkowe posty, niedzielne msze, obiady u teściowych - to elementy zewnętrzne wyzwalające rytm wewnętrzny. 

Są jednakże osoby, które nie posiadają tak idealnie dopasowanego tygodniowego rytmu wewnętrznego i okres przemian związany z tym rytmem trwa np. nie siedem a dziesięć dni. Takie osoby nie nadążają z wykonywaniem planów tygodniowych , "gubią" dni tygodnia. Są też osoby u których przemiany przebiegają szybciej i tydzień wewnętrzny trwa np. 5-6 dni. I oni mają trudności z dopasowaniem się do rytmu tygodnia zewnętrznego.






Celem jest zatem idealne dopasowanie rytmu wewnętrznego, reaktywnego do rytmu siedmiodniowego, kalendarzowego. Możemy to osiągnąć systematycznie powtarzając pewne zwyczaje, rytuały, które by w jednoznaczny sposób regulowały wewnętrzny rytm. A zatem coniedzielna msza, piątkowy post to przykład idealnego bodźca wywołującego reaktywny rytm tygodniowy. Oczywiście mogą to być inne działania czy elementy, byleby nie były jednorazowe, ale powtarzalne, wyraziste, czyli odczytywane bez trudności, wyróżniające się oraz pojawiające się regularne.

***

Jak nadmieniłam problemem nie są rytmy biologiczne, ale to, co je zakłóca. Praca, którą wykonuje się w całkiem odmiennych rytmach jest tym czynnikiem zakłócającym. Nie idzie jednak o przyzwyczajenie się do nowego, nienaturalnego rytmu czterobrygadówki, ale o jego podmianę tak w wymiarze tygodniowym jak i dobowym. Potrzeb fizjologicznych lepiej byłoby nie zaspokajać wtedy, kiedy jest się w pracy, spać należałoby wtedy, kiedy pracodawca uzna, że nie trzeba być dyspozycyjnym i gotowym do podjęcia zadań zawodowych a pracować bez przestojów, w tempie maszyny a nie równoważąc wysiłek i odpoczynek, itd. A to wszystko w atmosferze rentowności, sprawności, zysku i pensji minimalnej.


Podobno można przyzwyczaić się do wszystkiego, ale przecież - moim zdaniem - należy uznać, że pojawiają się bardzo niebezpieczne tendencje w zarządzaniu pracownikami: automatyzacja działań wytwórczych człowieka oraz traktowanie pracownika jako jednego z czynników składowych procesu produkcji, pomijając jego człowieczeństwo, godność, prawo do odpoczynku i troskę o dobre życie. A one nie powinny umykać uwadze kadry zarządzającej i właścicieli przedsiębiorstw. Rentowność rentownością, ale dlaczego za wszelką cenę?



Fot.: Ida


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz